Archiwum - Katechezy o Eucharystii - 28

2011-01-23

Ks. Jerzy Bagrowicz

Katecheza 28. Kiedy kapłan podnosi i ukazuje Hostię

W modlitwie eucharystycznej, podczas której następuje konsekracja, czyli przemiana chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa, następuje obrzęd, który nazywany bywa podniesieniem. Ministranci dzwonią dzwonkami, gongiem, a wierni przeważnie klękają, kapłan mówi wolno i wyraźnie słowami Jezusa z Wieczernika formułę konsekracji. Następnie ukazuje każdą z Postaci: Hostię, czyli Ciało Pana, a następnie Kielich z jego Przenajświętszą Krwią. Jak się wtedy zachować, jaką przyjąć postawę, jakimi słowami się modlić? Odpowiedź wydaje się bardzo prosta, ale może warto głębiej się nad tym zastanowić.
Z liturgią mszy św. zetknąłem się po II wojnie światowej, bo w czasie wojny nie było to możliwe. Kościół zamieniony przez Niemców na magazyn, poważnie zrujnowany, zaniedbany, został przez ludzi pospiesznie i prowizorycznie przystosowany do sprawowania mszy św., na którą wszyscy oczekiwali z utęsknieniem. Miałem wtedy akurat skończone siedem lat i od dorosłych uczyłem się zachowania w kościele. Podczas mszy św. szczególnie intrygowała mnie cisza, który następowała w momencie podniesienia, bo przestawały grać organy i słychać było jedynie świszczące miechy, wprawiane w ruch przez kalikantów. Ksiądz pochylony nad ołtarzem, wtedy jeszcze tyłem a nie twarzą do wiernych, głosem ściszonym i po łacinie wymawiał jakieś tajemnicze słowa. Nastrój szczególnej czci i podniosłej powagi. Razem z dorosłymi klękałem, o ile w tłoku dało się przyklęknąć, i tak jak oni spuszczałem głowę bijąc się w piersi. Już nie pamiętam, jakimi słowami w tym momencie się modliłem i co - oprócz nabożnej czci odczuwałem. Nie śmiałem oczu podnieść na święte Postaci ukazywane wysoko nad głową kapłana stojącego przy ołtarzu. Od czasu do czasu z ciekawością zerkałem na księdza, który w tym momencie wydawał mi się szczególnie ważny, bo sprawujący jakieś niezwykłe obrzędy, które wszystkim kazały zamilknąć i pochylić się ze czcią i uszanowaniem. Parę lat później, gdy już sam po I Komunii św. z książeczką do nabożeństwa w ręku uczestniczyłem we mszy św. przypominam sobie, że wyczytałem w tej książeczce słowa: „Pan mój i Bóg mój!", które powinienem w sercu mówić właśnie podczas podniesienia. Mówiłem te słowa, ale naśladując dorosłych, klęcząc i żegnając się biłem się w piersi w tym momencie.
Myślę, że niektórzy wierni i dziś nie bardzo wiedzą, co ten moment podniesienia i ukazania Postaci oznacza i jaką duchową postawę należy wtedy przyjąć. Najpierw kilka słów o tym, dlaczego jest taki obrzęd w liturgii Maszy św., jaka jest jego historia i co on dziś dla nas oznacza? Jaką postawę powinni tym momencie przyjąć obecni na mszy św.? Oczywiście, chodzi nie tylko o postawę fizyczną, ale przede wszystkim o postawę duchową, modlitewną.
Obrzęd podniesienia Hostii i ukazania ludowi rozwinął się w XII wieku, najpierw we Francji, szczególnie w Paryżu, a następnie w Anglii. Podsienie Kielicha wprowadzono w XIII wieku. Z czasem zwyczaj podniesienia Postaci przyjął się w całym Kościele. Zwyczaj ten zaczął się rozrastać, a niektórzy kaznodzieje ludowi zaczęli podkreślać wyjątkowe znaczenie ujrzenia Hostii i Kielicha unoszonych w górę w czasie mszy św. Twierdzili, że już samo spoglądanie na święte Postaci jest źródłem wielu łask. Był to jednocześnie czas, gdy upowszechniał się pogląd, że właściwie człowiek nie jest godzien ze względu na swoją grzeszność przyjmować Jezusa w Komunii św. Dlatego też ze źle rozumianej pobożności ludzie niekiedy wcale albo bardzo rzadko przystępowali do Komunii św. Z tego też powodu obrzędowi podniesienia Hostii i Kielicha nadawano tak wielkie znaczenie. Spojrzenie więc na podniesione ku górze Hostię i Kielich traktowano jak coś w rodzaju Komunii duchowej. Spoglądanie na Jezusa miało zastąpić przyjmowanie Go do serca. Zrodził się wtedy zwyczaj bicia w dzwony na podniesienie, a ludzie stawali bardzo blisko ołtarza, aby lepiej widzieć moment podniesienia. W niektórych kościołach na podniesienie umieszczano przy ołtarzu czarne tło, aby biała Hostia była lepiej na tym tle widoczna, zwłaszcza, że nie było wtedy tak dobrego oświetlenia kościoła. Ludzie akurat na ten moment biegli do świątyni, potem do następnej, jeśli tam akurat zbliżało się podniesienie. Gdy rozlegały się dzwony kościołów na znak, że akurat teraz jest podniesienie, ci, którzy zostawali w domach, przerywali pracę, zwracali się w stronę świątyni i oddawali cześć Jezusowi obecnemu w Najświętszym Sakramencie. Wtedy to na podniesienie nie klękano, ale w postawie stojącej starano się jak najlepiej ujrzeć św. Postaci.
W wieku XVI i XVII rodzi się inny zwyczaj związany z tym obrzędem. Podkreślano, że ważne jest nie tyle samo ujrzenie Pana Jezusa, ale oddanie Mu należnej czci. Dlatego też kaznodzieje, nawet wielcy, jak np. Piotr Skarga, zachęcali, aby na moment podniesienia głęboko przyklęknąć, a nawet pochylić się do samej ziemi, bijąc się w piersi na znak niegodności i grzeszności człowieka. Ten gest pokutny wiernych towarzyszący podniesieniu przetrwał praktycznie do dziś. Wprawdzie na początku XX wieku, kiedy papież św. Pius X ożywił częstsze i wczesne przyjmowanie Komunii św., wprowadzano także inne formy aktów modlitewnych, które powinny towarzyszyć podniesieniu. I to od tego Papieża pochodzi zachęta, aby w czasie podniesienia wierni wpatrując się w Hostię i Kielich modlili się słowami Tomasza apostoła, który najpierw niedowierzał prawdzie zmartwychwstania Chrystusa, ale kiedy go ujrzał osobiście, zawołał: „Pan mój i Bóg mój!".
Gest pochylenia głowy, żegnanie się i bicie się w piersi to gest pokutny i nie jest właściwy na moment uczczenia Jezusa ukazywanego podczas podniesienia, bo podniesienie nie jest obrzędem pokutnym. Jest to obrzęd, który ma podkreślić, że Jezus ofiaruje się za nas Ojcu Niebieskiemu i że my pełni wdzięczności Bogu siebie samych łączymy z ofiarą Jezusa Chrystusa. Nie powinniśmy więc spuszczać głowy, czy bić się w piersi, ale wpatrując się w święte Postaci unoszone ku górze wielbić Boga, wyrażać mu naszą miłość i wdzięczność za ofiarę zbawczą Jezusa Chrystusa. Mogą to być akty naszej wiary i miłości, naszej ufności i oddania się Bogu i Jezusowi Chrystusowi. Nasza postawa w tym momencie powinna być bliska tej postawie, jaką ma Jezus, gdy ofiaruje się za nas Ojcu Niebieskiemu. Podniesienie przypomina nam, że oto dokonuje się ofiara Chrystusa za nas i jednocześnie jest to moment naszego najpełniejszego ofiarowania się Bogu.
Pamiętamy słowa, które Jezus mówił, gdy był na ziemi: „A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, aby wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne"(J, 3, 14) Właśnie podwyższenie Jezusa na krzyżu ponawia się w czasie Eucharystii i jest znakiem wskazującym na ponawiającą w tej chwili ofiarę krzyżową Jezusa Chrystusa.
Jest właściwe, że na moment podniesienia wszyscy klękają. Niech to będzie jednak przyklęknięcie, a nie coś w rodzaju półprzysiadu, a więc niech to będzie szczera postawa. Pamiętajmy także i o tym, że są w świątyni ludzie, którzy ze względu na kłopoty zdrowotne, nie mogą przyklęknąć. I trzeba być dla nich wyrozumiałym.
Najważniejsze, abyśmy przeżywając chwilę podniesienia odczuwali wielkość sprawowanej przez nas tajemnicy wiary, aby zewnętrznym gestom odpowiadało usposobienie naszego serca. Widzimy, że poprzez wieki zmieniały się formy i sposoby uczczenia Chrystusa w Eucharystii. Każde pokolenie wnosi w przeżywanie spotkania z Jezusem własne akcenty, wynikające z ducha epoki, każde pokolenie na swój sposób także wyraża wiarę w obecność Jezusa pod postaciami chleba i wina, wyraża miłość i uwielbienie Bogu za dar, jakim było przyjście Syna Bożego na ziemię i Jego obecność w Kościele. I my też starajmy się coraz głębiej odczytywać znaki i gesty, treść tego słowa, które słyszymy i wypowiadamy w czasie mszy św. Jesteśmy tylko słabymi ludźmi, ale jakże przez Boga umiłowanymi Jego dziećmi. Dostępujemy wielkiej łaski, bo On sam przychodzi do naszych serc. Panie, pomóż nam odpowiedzieć na Twoją nieskończoną miłość.