Archiwum - Katechezy o Eucharystii - 37
Ks. Jerzy Bagrowicz
Katecheza 37: „Przekażcie sobie znak pokoju"
W bardzo ważnym momencie, w mowie pożegnalnej w wieczerniku Jezus mówił do swoich uczniów: „Pokój zostawiam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka" (J 14, 27). I za moment, gdy zapowiadał swoją śmierć i powtórne przyjście na ziemię mówił: „To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat" (J 16, 33). Te słowa Mistrza były dla apostołów pocałunkiem pożegnania przed Jego zbawczą śmiercią i zmartwychwstaniem. Potem, już po zmartwychwstaniu Jezus witał się z nimi słowami: „Pokój wam" (J 20, 19). Te słowa Jezusa przekazujące pokój Kościół wielokrotnie powtarza w tekstach mszy św. Najpierw może warto przypomnieć, że gdy biskup rozpoczyna liturgię mszy św. zwraca się do wiernych słowami Chrystusa: „Pokój z wami". W tym powitaniu biskup przypomina, że pokój jest darem Chrystusa, który przychodzi do nas w Eucharystii. Przed Komunią św., po odmówieniu Ojcze nasz, kapłan modli się w imieniu całego zgromadzenia eucharystycznego: „Wybaw nas, Panie, od zła wszelkiego i obdarz nasze czasy pokojem". A potem następuje modlitwa, w której kapłan zwraca się do Chrystusa: „Panie Jezu, Ty powiedziałeś swoim apostołom: Pokój wam zostawiam, pokój mój wam daję. Prosimy Cię, nie zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę swojego Kościoła i zgodnie z Twoją wolą napełniaj nasze czasy pokojem i doprowadź do pełnej jedności". I wreszcie kapłan zwraca się do zebranych: „Pokój Pański niech zawsze będzie z wami". I gdy oni odpowiedzą: „I z duchem twoim", on mówi: „Przekażcie sobie znak pokoju".
Dziś właśnie chcemy pomówić o obrzędzie przekazania znaku pokoju. Ale zanim powiemy o tym, jak powinniśmy przeżywać obrzęd przekazywania znaku pokoju, powiedzmy sobie parę słów o samym pojęciu pokoju, o którym mówił Jezus. Pokój to hebrajskie szalom, greckie eirene, łacińskie pax. Sens tego pojęcia nie ogranicza się do znaczenia pokoju jako czasu bez wojny, ale w sensie biblijnym oznacza harmonię wewnętrzną, czyli pojednanie człowieka z samym sobą, ze swoim sumieniem oraz pojednanie ludzi z Bogiem i ludzi między sobą. Sprawcą takiego pokoju może być tylko Bóg, który przez Jezusa Chrystusa, Księcia pokoju jedna świat z Bogiem i ludzi między sobą.
Biblia pokazuje, że to człowiek sam zburzył swój własny pokój i przerwał równocześnie wspólnotę z drugim człowiekiem. Kiedy Kain zabijał Abla, cały świat do nich należał, był ich dziedzictwem i nie było żadnego zewnętrznego powodu, aby brat zabił brata. Powód był we wnętrzu człowieka. Człowiek z zazdrości czy nienawiści niszczy dobro, zabija. Początek barbarzyństwa zaczął się wtedy, kiedy człowiek rozszedł się z Bogiem i wyniósł z tego rozbicia bliznę w sercu, pustkę w swoim człowieczeństwie. Przychodzi Jezus Chrystus, aby zbawić człowieka. Po śmierci i zmartwychwstaniu Jezus mówi do nas: „Pokój mój daję wam". Jezus Chrystus przynosi człowiekowi możliwość odzyskania zgody z Bogiem, ze sobą samym i z drugim człowiekiem. Bóg przebacza człowiekowi, daje mu zdolność powrotu do miłości, do nadziei i pokoju. I dlatego też nie może być pokoju między ludźmi bez przebaczenia i bez miłości. Chrystus w Kazaniu na Górze powiedział: „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój" (Mt 5, 9)
Niestety, w wielu środowiskach i w wielu ludzkich sercach zadomowiło się fałszywe pojęcie pokoju. Możliwe, że starsi z was pamiętają z czasów powojennych transparent rozwieszany na 1 maja: „Śmierć wrogom pokoju" To żałosne i fałszywe rozumienie pokoju. Nie powinno się mówić o walce o pokój, bo w tej walce wszyscy mogą się pozabijać. O pokój się nie walczy, pokój się buduje i współtworzy, często z mozołem i bardzo cierpliwie. Chrześcijanie od początku rozumieli pokój w duchu Chrystusa i pokój czynili najpierw w swoich sercach, a dzięki temu także i wokół siebie. Dzieło budowania pokoju to trud, w którym potrzeba zjednoczenia serc i rąk. Taką wymowę ma właśnie gest podania sobie dłoni podczas mszy św. To znak, że chcemy szerzyć Chrystusowy pokój we wspólnym zespoleniu serc i rąk. Człowiek z mojej lewej czy prawej strony, któremu podaję rękę na znak pokoju, to reprezentant tych wszystkich ludzi, z którymi chcę się podzielić darem pokoju. Przypominam jednak, że nie ma pokoju bez miłości i przebaczenia.
Było przed trzydziestu laty w wysokogórskim schronisku w Alpach austriackich. Ponieważ w międzynarodowej grupie, który zgromadziła się na dwa tygodnie, aby razem pracować nad zagadnieniami pokoju, był kapłan, przeto codziennie pod wieczór była sprawowana msza św. Pewnego dnia trzech uczestników spotkania, którzy mieli doświadczenie alpejskich wspinaczek, wybrało się na całodzienną wyprawę w wysokie góry z zamiarem powrotu przed nocą. Niestety nastąpiło nagłe załamanie pogody i nie zdołali dotrzeć do schroniska w wyznaczonym czasie. Decyzja wyprawy i brak odpowiedniego przygotowania były przejawem poważnych zaniedbań i lekkomyślności. Odpowiedzialni za grupę zorientowali, że tym trzem grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo, zwłaszcza że nastała niezwykle ciemna noc. Dopiero pomoc zawiadomionych służb alpejskich uratowała im życie. W grupie powstał ostry konflikt, organizatorzy byli zdecydowani winnych natychmiast odesłać do kraju. W tej atmosferze przygotowywano się do mszy św. w nadziei, że słowo i modlitwa zmienią nastrój, a ludzie szczerze podadzą sobie ręce na znak pokoju. Gdy kapłan miał powiedzieć: „Przekażcie sobie znak pokoju" przerwał mszę, bo czuł, że ludzie nadal trwają we wzajemnej niechęci i pretensjach. Odchodząc od porządku liturgii bardzo poważnie oświadczył, że nie będzie jej dalej sprawował, jeśli natychmiast teraz, przez znakiem pokoju i Komunią św. nie nastąpi pojednanie i przebaczenie. Sprawujemy przecież najświętszą ofiarę miłości Chrystusa, On nam wybacza i nas miłuje. Dlatego też gest przekazania pokoju i przyjęcie Komunii św. mogą mieć sens tylko w sytuacji przebaczenia, prawdy i miłości. Inaczej będą to puste gest, a nawet lub obraza Boga. Zapanowała chwila dłuższego milczenia, a potem ludzie zaczęli podchodzić do siebie i ze wzruszeniem prosić o wzajemne wybaczenie i nawzajem sobie wybaczać. Tym razem obrzęd przekazywania znaku pokoju trwał dłużej. Kapłan pozwolił, aby ludzie wyrzucili z siebie to wszystko, co jest brakiem miłości i pojednani mogli przyjąć do serca Tego, który nas jedna z Ojcem. Wielu mówiło potem, że dopiero wtedy lepiej pojęli, czym jest msza św. i co oznacza przekazanie sobie znaku pokoju.
A my tu obecni? Jak my sobie przekazujemy znak pokoju? Ten obrzęd jest określony przez przepisy liturgiczne zawarte we Wprowadzeniu do mszału, a także przez tradycję wytworzoną w niektórych diecezjach i dozwoloną przez biskupa diecezji. Mszał przewiduje, że znak pokoju przekazujemy sobie przez życzliwe podanie ręki, połączone z uśmiechem i spojrzeniem w oczy mojemu sąsiadowi. Nie ma nakazu, aby w tym momencie cokolwiek mówić. Mszał zaznacza jednak, że można wtedy powiedzieć: „Pokój z tobą". Odpowiada się: „Amen", a nie: „I z duchem twoim". Nieuprawnione jest wołanie dokoła: „Pokój nam wszystkim", co obserwuje się w niektórych środowiskach. Niekiedy ludzie podają sobie ręce z wyraźną niechęcią, bez spojrzenia, albo w ogóle nie reagują na próbę przekazania znaku pokoju. Nie jest to godne pochwały, ani grzeczne. Podajemy rękę na znak pokoju tylko stojącym najbliżej nas. W diecezji toruńskiej przyjęte są dwie formy przekazania sobie znaku pokoju. Pierwsza: podajemy rękę z życzliwym uśmiechem i spojrzeniem w twarz sąsiadowi bez słów. Druga forma: podajemy rękę z życzliwością, uśmiechem i spojrzeniem w oczy i mówimy: „Pokój z tobą", na co odpowiada się: Amen. Przerywamy przekazywanie sobie znaku pokoju, gdy tylko rozlega się śpiew Baranku Boży.
Niekiedy możemy zobaczyć i takie sytuacje, gdy ludzie uczestniczący we mszy św., przy przekazywaniu znaku pokoju demonstracyjnie pomijają niektórych uczestników liturgii. Wybaczcie, ale nie będę komentował takich zachowań. Nie o to chodziło Chrystusowi, gdy mówił nam: „Pokój mój daję wam". Chyba rozumiecie już, że gest przekazania znaku pokoju powinien wypływać z serca człowieka, z jego wiary w Chrystusa i z miłości do człowieka. Inaczej będzie tylko pustym gestem. Jest to przecież znak jedności między uczestnikami Eucharystii. I niech takim będzie naprawdę.