Archiwum - Katechezy o Eucharystii - 45

2011-10-16

Ks. Jerzy Bagrowicz

Katecheza 45. „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie" (Łk 18, 16).

W ostatniej katechezie mówiliśmy o dziecięctwie Bożym, zastanawialiśmy się co to znaczy, że jesteśmy Bożymi dziećmi. O godności dziecka Bożego przypomina nam w czasie mszy św. wprowadzenie do modlitwy „Ojcze nasz". Podstawą tej godności jest miłość Boga do nas okazana nam w Jezusie Chrystusie. Wchodzimy w tę godność przez chrzest św. Przypomnieliśmy ważną dla każdego chrześcijanina prawdę, że Bóg kocha każdego z nas jako swoje dziecko i że Jego miłość do nas nigdy nie przemija.
Ewangelia uczy nas, rodzice przynosili małe dzieci, aby Jezus włożył na nie ręce i im błogosławił. Pamiętamy tę scenę z Ewangelii, gdy apostołowie widząc, że Jezus jest zmęczony nie pozwalali, aby dzieci zbliżyły się do Niego. Jezus jednak powiedział do apostołów: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie i nie przeszkadzajcie im, do takich bowiem należy Królestwo Boże" (Łk 18, 16).
Często widzę dzieci przychodzące na mszę św. razem z rodzicami czy też z dziadkami. Niekiedy przychodzą rodzice z niemowlakiem w wózeczku, czy na ręku. Mówimy w naszych katechezach o Eucharystii, o uczestnictwie we mszy św., o wychowaniu do tego uczestnictwa i coraz pełniejszym otwieraniu się na prawdę o roli Eucharystii w naszym życiu. Nie może przeto zabraknąć w naszych katechezach pytania o uczestnictwo dzieci we mszy św. Nie możemy pominąć pytania, co znaczy wprowadzić dziecko w Eucharystię? I poszerzmy to zagadnienie, bo przecież chodzi tu o wprowadzenie dziecka w życie wspólnoty wierzących, wychowanie do Eucharystii jest przecież elementem wychowania do życia w Kościele jako wspólnocie wierzących.
Najpierw chciałbym pochwalić tych rodziców, którzy dbają o to, aby dziecko jak najwcześniej w swoim życiu razem z nimi uczestniczyło w przeżywaniu mszy św. Mówimy często, że dzieci wzrastają w poznaniu i miłości Boga tylko wtedy, gdy w tę miłość są wtajemniczane przez rodziców, czy dziadków, rodzeństwo, a potem wychowawców i nauczycieli. Można zmarnować łaskę chrztu św., gdy dziecko nie wzrasta we wierze w środowisku rodzinnym. Rodzina jest katechumenatem, czyli środowiskiem wzrostu dziecka w wierze, w rozwoju religijności. Czy powinno się wprowadzać dziecko w życie wiary, w modlitwę, w uczestnictwo we mszy św. już od bardzo wczesnego dzieciństwa? Powiecie, że powinno się tak postępować i że jest to oczywiste. Ale nie dla wszystkich. Spotykamy takich ludzi, którzy twierdzą, że wczesne, od niemowlęctwa wychowanie religijne dziecka jest czymś w rodzaju gwałtu zadawanego naturze dziecka, zakłóceniem jego prawidłowego rozwoju psycho-społecznego, że nie powinno się prowadzić inicjacji religijnej dziecka w wieku przedszkolnym. Zdarza się, że mówią to także ludzie wykształceni. „Gdy dorośniesz, córeczko, sama dokonasz wyboru, czy chcesz być wierzącą" - mówił ktoś nie tak dawno na falach eteru. Na pozór taka postawa może komuś wydać się bardzo słuszna, bo rzekomo szanująca wolną wolę dziecka. Podejmijmy próbę wyjaśnienia tej sprawy. Nie wolno nam zapominać, że wiara religijna jest elementem kultury człowieka. Wychowanie człowieka, najogólniej mówiąc, jest wtajemniczeniem, stopniowym wprowadzeniem w kulturę, w kod kulturowy określonego kręgu cywilizacyjnego, uczymy dzieci rozumieć symbole, którymi się posługujemy. Mówi się, że wtajemniczenie w kulturę, to wtajemniczenie w symbole i znaki. Dziecko uczy się, co znaczy na przykład kolor czerwony, choćby na przejściu ulicznym, co oznacza symbol ciemności, światła, wody. Ale wprowadzenie w kulturę to nie tylko zapoznawanie dziecka z rozumieniem symboli i znaków. Wprowadzamy dziecko w elementy kultury bycia człowiekiem już od najwcześniejszych momentów jego rozwoju. Uczymy umiejętności mowy, samodzielności zachowań, takich jak jedzenie, posługiwanie się łyżką, nożem. Uczymy przede wszystkim reguł zachowania się społecznego, a więc właściwej postawy wobec najbliższych, wobec obcych. Uczymy mówić: dziękuję, przepraszam, uczymy dzielić się otrzymanym dobrem. Przekazujemy od wczesnego dzieciństwa zachowania moralne, które przekształcają się w nawyki czyli cnoty, a więc uczymy czynów miłości wobec drugich, grzeczności, uczciwości. Kształtujemy jak najwcześniej w dziecku radość z czynienia dobra i ostrzegamy przed czynieniem zła, kradzieżami, nieuczciwością, kłamstwem itp., czyli kształtujemy życie moralne dziecka. Dobrzy rodzice wcale nie muszą być wykształconymi pedagogami, aby tak postępować. Instynkt rodzicielski i miłość do dziecka podpowiada im taki tok postępowania w wychowaniu dziecka. Nikomu zdrowo myślącemu nie przyjdzie do głowy powiedzieć: „Synku, jak dorośniesz to sam się tego wszystkiego nauczysz". A jak jest z wprowadzeniem dziecka w życie religijne? Kilkakrotnie zdarzyło mi się spotkać rodziców, którzy mówili: „nie uczymy dziecka modlitwy, nic nie mówimy mu o Bogu, nie prowadzimy go do kościoła. Chcemy, aby sam zaczął wierzyć, modlić się, gdy dorośnie, gdy będzie mógł sam świadomie to czynić". Oczywiście, niewierzący rodzice mają prawo wychować dziecko zgodnie ze swoim światopoglądem, ale wiemy, jak ważnych wartości pozbawiają dziecko, niekiedy na całe życie. Pamiętajmy jednak, że wiara religijna, jak to już wyżej podkreśliłem, jako dar dany przez Boga, jest elementem kultury i wtajemniczenie w nią, i tak jak w każdą umiejętność powinno się wprowadzać od początku życia. Psychologia najnowsza uczy nas, że to, co istotne dla kształtu osobowości człowieka, także dla jego charakteru, zaczyna się i dokonuje we wczesnym dzieciństwie. Decydujące są tu lata życia od jeden do trzech. Niektórzy twierdzą, że takie maleńkie dzieci potrafią w kościele jedynie przeszkadzać swoim bieganiem, niekiedy płaczem, że nic nie rozumieją z tego co się dzieje na ołtarzu i w świątyni. Nic bardziej błędnego. Każdy uczestniczy we mszy św. w sposób, na jaki go stać. Dzieci uczestniczą właśnie w taki sposób. Oczywiście rodzice powinni zadbać o to, aby dzieci zbytnio nie przeszkadzały, szczególnie w czasie kazania. Ale pamiętajmy: dzieci, nawet maleńkie bacznie obserwują zachowanie ludzi, zwłaszcza bliskich. Patrzą z przejęciem, gdy mama i tata spowiadają się, przystępują do komunii św., klękają w kościele. Dzieci spostrzegają, że jest taki niezwykły dom, różny od zwykłych domów, w którym ludzie się modlą, śpiewają, w którym zachowują ciszę, w którym spotykają się w niedziele i święta. Dzieci chłoną niezwykłą atmosferę tego miejsca, naśladują dorosłych, uczą się klękać, czynić znak krzyża św. Niewiele nieraz rozumieją, ale powoli zaczynają traktować to miejsce jako ważne w życiu. I wtedy, gdy się wiercą, biegają po kościele, to jest właśnie ich uczestnictwo w liturgii. Na takie w tym momencie życia je stać. Dorośli odpowiadają na pytania dzieci o dom Boży, o znaczenie obrazów i symboli religijnych. W ten sposób następuje prawidłowe i zgodne z rozwojem dziecka wtajemniczenie w życie Kościoła i w liturgię msz św. Można powiedzieć, że są dwa modele uczestnictwa dzieci we mszy św. niedzielnej: niekiedy w parafiach są specjalnie msze św. tylko dla dzieci albo dzieci uczestniczą razem z rodzicami. Każdy z tych sposobów ma swoje walory i braki. Osobiście byłbym za wspólnym uczestnictwem we mszy św. rodziców z dziećmi, choć od czasu do czasu, na przykład w rekolekcje, powinny być msze św. osobno dla dzieci. Są osobne nabożeństwa tylko dla dzieci, na przykład droga krzyżówa czy różaniec. Ważne: pozwólcie dzieciom przychodzić do Jezusa i bądźcie dla nich świadkami wiary, nadziei i miłości.