Archiwum - Katechezy o Eucharystii - 47

2011-11-06

Ks. Jerzy Bagrowicz

Katecheza 47. „Niech was błogosławi Bóg wszechmogący" - liturgia rozesłania

Mszę św. rozpoczęliśmy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, czyli znakiem krzyża św. I tak też ją kończymy, czyli błogosławieństwem. Obrzęd błogosławienia wiernych znakiem krzyża św. na końcu mszy św. był znany już ok. IX wieku. Kapłan najpierw śpiewa lub mówi wezwanie: „Pan z wami". Jak już mówiliśmy, wezwanie to przypomina nam, że Chrystus jest z nami w tej ofierze, wyraża ono w tym miejscu życzenie, aby Chrystus, który w tej mszy św. ofiarował się za nas Ojcu Niebieskiemu i którego przyjęliśmy do serca w Komunii św., był z nami przez cały czas naszego życia. Słowa te przypominają nam obietnicę, jaką apostołom, a przez nich i nam złożył Jezus Chrystus swoim uczniom po wniebowstąpieniu: „A oto Ja jestem z wami, aż do skończenia świata" (Mt 28, 20). To częste we mszy św. „Pan z wami" ma nam przypomnieć, abyśmy doświadczywszy w czasie tej mszy św. obecności Chrystusa, pamiętali o niej w naszej codzienności. Pozdrowienie to, wypowiadane przed końcowym błogosławieństwem, ma nam przypomnieć, abyśmy dochowali wierności Chrystusowi, aby nie ustała nasza wiara i pamięć o miłości Chrystusa do nas. Po pozdrowieniu „Pan z wami" kapłan błogosławi uczestniczących we mszy św. słowami: „Niech was błogosławi Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn, i Duch Święty. W liturgii mszy św., oprócz zwykłego błogosławieństwa, jest przewidziane uroczyste błogosławieństwo, z wyciągnięciem rąk kapłana nad ludem, stosowane szczególnie podczas uroczystości czy świąt, oraz w szczególnych okazjach życia człowieka, na przykład przy sakramencie małżeństwa, a także często i w niedzielę, ponieważ każda niedziela to pamiątka zmartwychwstania Chrystusa, nie tylko dzień odpoczynku, ale i wdzięczności Boga za dzieło stworzenia, odkupienia w Chrystusie i zbawienia w Kościele. Pochyleni na gest błogosławienia przez kapłana, upraszamy łaskę życia wiernego temu, co się tu w czasie mszy św. dokonało. Msza św. tak naprawdę się nie kończy. Ma ona swe przedłużenie tam wszędzie, gdzie nas wola Boża postawi, zwłaszcza w domu rodzinnym, także poza domem, w miejscu nieraz znojnej i ciężkiej pracy, w sytuacji nauki i rozrywki. Dlatego często śpiewamy w Kościele tę piękną pieśń: „Błogosław, Panie, nas, na pracę i znojny trud".
Po błogosławieństwie kapłana następuje dalszy element liturgii rozesłania. Msza św. to ofiara zbawcza Chrystusa dla zbawienia całej wspólnoty wiary, ludzi, którzy tu przyszli w imię wiary w Boga. Ona umacnia nas we wspólnocie z Bogiem przez Chrystusa i we wspólnocie z siostrami i braćmi, z którymi dzielimy naszą wiarę. Ostatnie słowa mszy św. to ważny moment liturgii rozesłania: „Idźcie w pokoju Chrystusa" przypominają nam, że jesteśmy posłani do świata z misją zbawienia, głoszenia Ewangelii Jezusa Chrystusa, zgodnie ze słowami Mistrza, który rozesłał apostołów: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu" (Mk 16, 15). Tych, których wybrał i powołał zobowiązał także Jezus do tego, aby dawali świadectwo o Nim i o Jego Ewangelii: „Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie: w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego" (Łk 24, 48). Tak więc każdy chrześcijanin, który świadomie uczestniczy we mszy św. powinien czuć się posłany do świata, aby nie tylko głosić Ewangelię Jezusa Chrystusa, ale i dawać świadectwo Prawdzie swoim życiem. Jesteśmy słabymi ludźmi i często po wyjściu ze świątyni wchodzimy w świat i przyjmujemy jego pogańskie obyczaje, zapominamy o tym, że przed chwilą byliśmy uczestnikami braterskiej uczty przy stole Pańskim. Że byliśmy uczestnikami bezkrwawej ofiary, w której Jezus zaprosił nas do przeżycia Jego męki, śmierci i zmartwychwstania. Jest więc w naszym życiu takie bolesne rozdarcie między prawdą i miłością Chrystusa a codziennością, w której dochodzi do głosu nasza słabość, grzech i zwykłe zapomnienie o tym, że jesteśmy uczniami Chrystusa i jego świadkami. Tego bolesnego rozdarcia doświadczył także św. Paweł, gdy w Liście do Rzymian napisał: „Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie [...] Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego!" (Rz 7, 18. 24).
Spotykam niekiedy takich chrześcijan, którzy mówią: „Proszę księdza, ja do kościoła rzadko chodzę. Uważam, że być wierzącym to przede wszystkim być dobrym człowiekiem, a nie biegać do kościoła, modlić się udawać pobożnego". Warto odpowiedzieć na tego typu wypowiedzi, bo to bardzo często spotykana opinia nie tylko u nas, w kraju. Kochani, najpierw zapytajmy się, skąd płynie nasza wiara, realizacja czynów miłości i na czym jest oparta nasza nadzieja? Całe nasze życie wiary, nadziei i miłości opiera na Jezusie Chrystusie. On jest naszym fundamentem. To On objawia nam ciągle w Kościele miłość Ojca Niebieskiego do nas. On jest skałą, na której stoimy. Dlatego też świadom swej słabości św. Paweł napisał, że jest mocny dzięki Chrystusowi. „ Dzięki niech będą przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego!". I stała łączność z Bogiem przez Jezusa Chrystusa, troska o modlitwę, o uczestnictwo we mszy św. jest źródłem, z którego czerpie nasze życie. Porzuć modlitwę, zaniedbaj udziału we mszy św., a szybko przekonasz się, jak zło i grzech wchodzi w Twoje życie i przestajesz czynić dobro. Nasze dobre czyny żywią się naszą wierną miłością do Jezusa, stałą pamięcią o modlitwie, karmią się słowem Bożym. Jeśli ktoś jako chrześcijanin, chce pełnić dobre czyny, ten nie może zaniedbać modlitwy, uczestnictwa we mszy św. Jeśli tak uczyni, to zaniedbanie miłości Boga będzie rychło skutkowało zaniedbaniem w zakresie miłości bliźniego. Warto mocno powiedzieć: im bardziej poganieje świat wokół nas, im częściej prymitywni i biedni moralnie ludzie bluźnią Bogu, tym bardziej ja muszę się trzymać mocno Jezusa. Im bardziej rządzi prawo nienawiści, tym bardziej ja muszę być świadkiem miłości Boga, także wobec tych, którzy nienawidzą i bluźnią. Takie jest bowiem prawo, które dał nam Pan i nas w tych niełatwych czasach uczynił odpowiedzialnymi za zwycięstwo dobra w świecie. Jeśli złączeni miłością z Jezusem będziemy mu wierni i wierni miłości do drugiego człowieka, tym bardziej będziemy misjonarzami współczesnego świata, także naszego środowiska, w którym jesteśmy przez Boga postawieni. Świat potrzebuje miłości, naszego świadectwa, bo na tym przecież polega nowa ewangelizacja, aby ludzie ochrzczeni, który odeszli od Boga, zaniedbali ścieżki, które prowadza do świątyni i przestali się modlić, dzięki świadectwu ludzi kochających Boga mogli przeżyć swoje nawrócenie.
Każdy jest posłany, aby ewangelizować świat. Nie tylko wybitni ludzie Kościoła, apostołowie dobra, często znani w świecie, jak choćby błog. Jan Paweł II, błog. Matka Teresa z Kalkuty, czy bliski nam błog. ks. Bronisław Markiewicz. Liczy się najbardziej to dobro ciche, mało znane, wypełnianie nakazu dawania świadectwa przez zwykłych ludzi, na co dzień żyjących prawdą Ewangelii. Jesteśmy z nich i pośród nich. Odnówmy w sobie świadomość naszego posłania, bo to Jezus nas posyła, abyśmy nie bali się głosić Jego Ewangelii i być Jego świadkami.