Archiwum - Katechezy o Dekalogu - 1

2011-11-27

Ks. Jerzy Bagrowicz

Katecheza 1. Dziesięć przykazań - czy przestarzała norma życia?

Dla niektórych współczesnych ludzi mówienie dziś o dekalogu, czyli o dziesięciu przykazaniach jest odgrzewaniem przestarzałych norm, co więcej, niektórzy chcieliby je odłożyć do lamusa, jako nieprzystające do współczesnego życia, podobno dekalog nie jest „trendy", czyli nie jest w modzie. Chciałbym jednak, abyśmy o tym niemodnym Bożym Prawie pomówili i to w dłuższym cyklu katechez. Zwłaszcza teraz, gdy Boże Prawo jest tak lekceważone, demonstracyjnie łamane, a nawet obśmiewane, lekceważone, albo przemilczane, trzeba na nie spojrzeć z tak potrzebną dozą uczciwości, aby odczytać jego nieprzemijającą aktualność. W dwu najbliższych rozważaniach poświęcimy nieco czasu, aby wprowadzić nas w ten temat. Postawmy dziś pytania o to, czy rzeczywiście dekalog nie „trendy"? Czy rzeczywiście jest dzisiaj normą przestarzałą? Skąd się bierze współczesny „kłopot" z dekalogiem?
Zacznijmy od bardzo podstawowej sprawy. Człowiek rodzi się jako istota wolna. Wolność jest jego prawem, należy mu się z natury i godności, jaką posiada. Wolność jest nie tylko prawem, jest także niezwykłym darem, jaki otrzymaliśmy od Boga. Jest darem trudnym, a nawet niebezpiecznym, gdy człowiek nadużywa wolności lub wykorzystuje ją w złym celu. Wolność nie jest samowolą, nie jest wolnością od prawa, od reguł i przykazań porządkujących ludzkie życie w wymiarze społecznym i jednostkowym. Istota wolności polega na danej człowiekowi zdolności wyboru dobra i jego realizacji. Człowiek na ogół rozumie potrzebę prawa, które reguluje życie polityczno-społeczne, gospodarcze, zawodowe, pracy, nauki szkolnej, studiów oraz innych dziedzin i wymiarów życia. Dobre prawo i przestrzegane chroni dobro wspólne i dobro osoby ludzkiej i jesteśmy zgodni co do tego, że jest ono w życiu niezbędne. Człowiek jest szczególnie wrażliwy na prawa, które dotyczą bezpośrednio jego osoby, pomagają mu bezpiecznie żyć, strzegą jego własności, zapewniają spokój.
Jest jednak taki rodzaj prawa, które nas uwiera i które często jest traktowane jak krępująca obroża. To prawo moralne, które znamy z Objawienia. Najczęściej znamy je w formie dekalogu - dziesięciu przykazań. Ludzie - jak to podkreśliłem wyżej - są zgodni co do tego, że prawo jest potrzebne i niekwestionowalne, na przykład prawo regulujące ruch na drodze, regulujące zobowiązania podatkowe, prawo własności itp. Ale gdybyście zapytali o dekalog, czyli o Boże Prawo regulujące życie jednostki i społeczeństwa, spory procent ludzi sądzi, że można się bez niego obejść, że ono krępuje ich wolność, jest nieaktualne i niepotrzebne. „Ja mam prawo żyć, jaki mi się żywnie podoba i nie obchodzą mnie jakieś tam Boże czy kościelne przykazania" - takie opinie możemy dziś częściej niż kiedykolwiek usłyszeć. Wyrażają je nie tylko młodzi ludzie na etapie buntu przeciw wszystkiemu, co pochodzi od społeczeństwa dorosłych, ale też mówią tak dorośli, którym Boże Prawo przypomina o ich złym życiu, o poważnych krzywdach wyrządzanych innym ludziom, niekiedy o zbrodniach i przestępstwach różnego kalibru. Dlatego reagują nienawiścią na każdego i na wszystko, co im ich złe życie przypomina i wypomina. Można bez obawy błędu powiedzieć, że ci współcześni, którzy nie tylko obrażają Boga niewiernością, ale zioną nienawiścią, publicznie bluźnią Bogu, to ludzie o bardzo niespokojnym sumieniu, głęboko zranieni wewnętrznie, skłóceni ze sobą i z innymi ludźmi. Wydaje im się, że należy Boże prawo odrzucić, bo bez niego będzie się im żyć spokojniej. Ale wiemy, że sumienie można zagłuszyć tylko na czas niejaki.
I teraz drugi, nieco inny aspekt tej sprawy. Pokusa odrzucenia Bożego Prawa pojawia się częściej wtedy, gdy świat przeżywa jakieś zmiany, gdy rodzi się to, co nazywamy „nowe". Taki przełomowy charakter mają także lata, które obecnie przeżywamy - przełom tysiącleci.
Ludzie zawsze śnili o tym, aby nadać światu i żyjącemu w nim człowiekowi znaczące przyspieszenie w rozwoju i rozmachu w realizacji nowych idei. Wielcy reformatorzy zawsze marzyli o przestawieniu świata na całkiem nowe tory. To naturalny przejaw prawa rozwoju. Świat przeżywa więc co pewien czas okresy zakrętów w życiu polityczno-społecznym i kulturowym, czas twórczych przemian, ale niekiedy także burzliwych i niszczących działań ludzi niecierpliwych i zbyt pochopnie odrzucających dziedzictwo przeszłości. Człowiek w swej pysze sądzi, że liczy się tylko to, co dziś uda mu się ustalić, szczególnie w kulturze, w prawdzie o życiu, w wierze religijnej. Przychodzi wtedy pokusa odrzucenia dziedzictwa przeszłości. Na przełomie epok zachodzą często zjawiska burzliwego i bolesnego ścierania się tego, co możemy określić jako nova et vetera, czyli tego, co nowe z tym, co przeszłe. Niekiedy owocem takich postaw są rewolucje, przewroty. Wtedy też w obliczu niepewności jutra rodzą się lęki i obawy o kształt świata, o miejsce człowieka na ziemi, o jego kulturę i ducha.
Niemal każde stulecie stawało w obliczu takich napięć. Każde pokolenie karmi się nadzieją zmian na lepsze, oczekuje lepszego jutra, które mu obiecano, ale też staje w obliczu zagrożeń i lęku. Przełom tysiącleci, który przeżywamy, obok budzących nadzieję zdobyczy cywilizacyjno-kulturowych, rodzi także lęk o przyszłość. O takim to lęku pisał Jan Paweł II: „Człowiek coraz bardziej bytuje w lęku. Żyje w lęku, że jego wytwory [...] mogą zostać obrócone w sposób radykalny przeciwko człowiekowi. Mogą stać się środkami i narzędziami jakiegoś wręcz niewyobrażalnego samozniszczenia, wobec którego wszystkie znane nam z dziejów kataklizmy i katastrofy zdają się blednąć" (Redemptor hominis, n. 15).
Obok zagrożeń cywilizacyjnych i kulturowych jesteśmy świadkami najgorszego z niebezpieczeństw zagrażających człowiekowi, czyli rozchwiania ładu społeczno-moralnego, rezygnacji z troski o ludzką godność. Wynika to najczęściej z zaniku świadomości Boga i kryzysu sumienia współczesnych ludzi. W imię źle pojętej demokracji niekiedy rezygnuje się ze stosowania norm etycznych w życiu publicznym, a konsumistyczna wizja życia oraz sekularyzacja przynoszą relatywizm etyczny w życiu prywatnym jednostek. Wtedy wszystko wolno i wszystko jest względne. Nie ma żadnych stałych norm i podstaw życia osobistego i społecznego. Źle pojęta wolność rodzi pokusę odrzucenia prawa moralnego, które - jak się zdaje wielu współczesnym - odbiera człowiekowi resztę wolności i niezależności wewnętrznej. Wolność jest pojmowana współcześnie przez wielu jako rodzaj pełnej wolności od wszelkich norm kształtujących życie społeczne oraz życie jednostki. Człowiekowi wydaje się, że będąc wolnym od zależności od kogokolwiek i nie będąc przez nikogo kontrolowanym, może osiągnąć pełnię rozwoju osobowego oraz szczęście w życiu osobistym i społecznym. Na tym tle rodzi się u ludzi, szczególnie młodych, konflikt wolności i prawa moralnego, antagonizm między niezależnością człowieka a przykazaniem. Taka właśnie filozofia życia, u podstaw której leży odrzucenie Boga, pokusa niewiary, rodzi odruch sprzeciwu, niechęci czy wręcz lęk przed przykazaniem. Dlatego też dekalog bywa niekiedy przedstawiany jako krępujące człowieka i niepotrzebne więzy, ograniczające wolność i odbierające radość życia.
W obliczu lęków ogarniających człowieka naszych czasów, w obliczu zamętu ideowego i bałaganu moralnego ludzie pytają: „Kto ocali świat i ludzkość? Kto odejmie ludziom lęk? Kto wyleje oliwę na wzburzone fale świata? Czy człowiek, który upojony swoją wielkością i mądrością wypiera Boga ze swej duszy i świata [...] może przywrócić ład, harmonię i pokój? Z pewnością nie." (J. Grześkowiak). Wielu myślących ludzi naszej epoki (także niewierzących) wskazuje, że nie można sobie wyobrazić społeczeństwa przyszłości bez dziesięciu przykazań. Dlatego też nie ustaje aktualność misji Kościoła, który ma zlecony przez Chrystusa obowiązek głoszenia Dobrej Nowiny, bo nie ustała wartość dekalogu, przykazań, które ze swej natury są niczym innym jak wyrazem miłości Boga do człowieka. Nie zamykajmy się na tę Miłość.