Archiwum - Katechezy o Dekalogu - 33

2012-12-30

Ks. Jerzy Bagrowicz

Dekalog 33 Czy życie jest warte, aby je przeżyć? - Samobójstwo

 

Była wiosna 1963 roku. Przyroda budziła się do życia, coraz śmielej śpiewały ptaki, zieleniły się miejskie skwery. Słońce przygrzewało, radość i uśmiech wracały na twarze ludzi. Jednak nie wszystkich. Do sali katechetycznej, gdzie akurat prowadziłem katechezę, ktoś nieśmiało zapukał. Za drzwiami stali dwaj ministranci, których dobrze znałem. Mieli zapłakane buzie i z trudem opowiadali mi o tym, co się stało. „Proszę księdza, nasz tatuś nie żyje. Był w szpitalu i dowiedział się, że jest chory. Ma raka i lekarze powiedzieli, że już nie ma nadziei na ratunek. Tatuś dziś w nocy powiesił się w szpitalu. Pogrzeb będzie bez księdza". I był pogrzeb bez udziału kapłana. Takie były wtedy normy, których przestrzegano. Nie pomogły rozmowy i przekonywanie, że może warto w tej sytuacji zrobić wyjątek. Pochowano go na cmentarzu, w rodzinnym grobie. Nieco wcześniej normy były jeszcze surowsze, samobójców chowano poza cmentarzem, na niepoświęconej ziemi.
Przez 50 ostatnich lat sporo się w tej sprawie zmieniło. Najpierw należy wyjaśnić, że i wtedy gdy były tak surowe przepisy prawa kanonicznego, nikt nie przesądzał o wiecznym potępieniu samobójców. Wiemy, że sąd nad człowiekiem i zbawienie człowieka należy do Boga. Jednak wyraźnie akcentowano, że samobójca umiera w grzechu śmiertelnym i jego wieczne zbawienie jest zagrożone.
Dlaczego tak surowa ocena samobójstwa i odmowa katolickiego pogrzebu? Można sądzić, że płynęło to z potrzeby obrony ludzkiego życia, częstych zabójstw, morderstw z byle powodu, lekceważenia wartości życia i zaniku świadomości, że tylko Bóg może decydować o życiu i śmierci człowieka. Podkreśla się także, że raz po raz zdarzały się w historii plagi samobójstw, także zbiorowych, spotykane już w wiekach średnich, szczególnie w sektach prawosławnych. Religie zaostrzały więc normy ochrony ludzkiego życia, aby walczyć z plagą samobójstw. Do dziś w judaizmie przestrzega się norm Talmudu zdecydowanie potępiających samobójstwo i odmawiających samobójcom rytualnego pochówku. Podobnie ostre normy religijno-moralne w tym zakresie obowiązują w islamie.
Kościół katolicki odstąpił dziś od tak surowej oceny samobójstwa? Dlaczego? Najpierw należy przypomnieć, że nie zniesiono normy moralnej zakazującej samobójstwa. Jest ono nadal oceniane jako grzech ciężki. Katechizm Kościoła Katolickiego podkreśla, że „jesteśmy zarządcami, a nie właścicielami życia, które Bóg nam powierzył. Nie rozporządzamy nim" (KKK 2258). Katechizm przypomina, że samobójstwo pozostaje w głębokiej sprzeczności „z należytą miłością siebie. Jest też zniewagą miłości bliźniego [...] sprzeciwia się miłości Boga żywego" (KKK 2281).
Co więc wpłynęło na złagodzenie norm oceny śmierci samobójczej, zwłaszcza możliwości religijnego pogrzebu? Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia: „Ciężkie zaburzenia psychiczne, strach lub poważna obawa przed próbą, cierpieniem lub torturami mogą zmniejszyć odpowiedzialność samobójcy" (KKK 2282). Dziś, tak jak dawniej, potępia się czyn samobójstwa, ale jednocześnie wyraźniej okazuje się zrozumienie sytuacji osoby, która na taki desperacki czyn się zdecydowała. Wyniki badań psychologicznych wskazują, że około 50% czynów samobójczych jest popełnianych w stanie głębokiej depresji, załamania nerwowego, któremu towarzyszą stany silnych lęków, które mogą być ponad ludzką odporność nerwową. W takich sytuacjach zachwiana jest często świadomość czynu, a więc i poważnie zmniejszona odpowiedzialność za czyn samobójczy. Oczywiście są czyny samobójcze, które mogą być zamierzone, świadome i wtedy obciążają sumienie człowieka. W większości przypadków czynów samobójczych trudno jednoznacznie ocenić stopień świadomości samobójcy, a przez to określić jego odpowiedzialność przed Bogiem i ludźmi. W gazecie sprzed tygodnia czytam: „W sierpniu młody adwokat zastrzelił się w swojej kancelarii w centrum Poznania. Powód - problemy finansowe. We wrześniu 23-letnia kobieta rzuciła się pod pociąg razem ze swoim, trzyletnim synkiem w Racocie pod Poznaniem. Powód - pętla kredytowa". Młoda kobieta, porzucona przez narzeczonego, załamuje się, popełnia samobójstwo. Uczennica gimnazjum odbiera sobie życie, gdy dowiaduje się, że jej rodzice się rozwodzą. W tych dniach otrzymaliśmy wiadomość o samobójstwie pielęgniarki londyńskiego szpitala, która oszukana przez dziennikarzy podała wiadomość o stanie zdrowia księżnej. Każdy z tych wypadków jest inny, domaga się indywidualnej oceny. Jest prawdą, że gdy ludziom komplikuje się życie, gdy brakuje na chleb, gdy tracą domy i mieszkania, często nie wytrzymują ciężaru zagrożenia. Częstym powodem takich czynów jest brak miłości i społecznej akceptacji przez środowisko, porażki w życiu zawodowym, brak oparcia w innych ludziach, brak pewności, że w każdej trudnej sytuacji mogę znaleźć pomoc. Każdy czyn samobójczy nie tylko obciąża sumienie człowieka, który pozbawia się życia, ale jest poważnym oskarżeniem najbliższego środowiska tych nieszczęśliwych ludzi. Egoizm, brak społecznej wrażliwości na cudze nieszczęścia jest dziś powszechnym zjawiskiem.
Zauważa się narastające zjawisko samobójstw ludzi młodych. U nich zdarza się to częściej niż u ludzi dorosłych. Gdybyśmy dociekali źródła tego zjawiska u ludzi młodych, to najpierw warto zwrócić uwagę na uwarunkowania dziedziczne. Jeśli matka nosząca dziecko pod sercem przeżywa trudne chwile w życiu i jest w stanie długotrwałej depresji, to jest prawdopodobne, że dziecko, które nosi w swoim łonie będzie zagrożone jakimiś brakami rozwoju, słabszą odpornością psychiczną, a często dziedziczy depresję, która może ujawnić się już we wczesnym dzieciństwie, mamy przecież wypadki samobójstw dzieci.
Następnie powinniśmy sobie zdać sprawę z głębi treści przykazania „Nie zabijaj". Oznacza ono również: „Nie zabijaj w sobie Chrystusa, nie zabijaj w sobie tego zalążka życia wiecznego, który otrzymałeś w darze chrztu św. Nie zabijaj Chrystusa w duszy dziecka, duszy młodego człowieka! Nie niszcz w nim tego, co stanowi o bogactwie ludzkiego istnienia: cielesnego, duchowego, nadprzyrodzonego". Nie trzeba być aż nadto spostrzegawczym, aby zauważyć jak bardzo skutecznie zabija się w młodym pokoleniu sens życia. Samobójstwo młodych jest zawsze wołaniem o utracony sens życia. Samobójstwo to nie tylko podnoszenie ręki na siebie samego. Coś z samobójcy ma każdy, kto żyje bezsensownie, kto zdradza najwyższe wartości, kto zamknął się w swoim egoizmie, kto boi się stawić czoła trudnym sytuacjom w życiu, kto niszczy wiarę i życie moralne młodych. Cynicznie odziera się niekiedy młode pokolenie z sensu życia, podpowiada im pokusę odrzucenia Boga, zakwestionowania prawa Dekalogu i ewangelii Jezusa Chrystusa. Powtarza się młodym odwieczną pokusę: odrzućcie Boga, to przeżytek przeszłości, a będziecie wolni i niezależni. „Będziecie jako bogowie", sami będziecie decydować co dobre, a co złe. Młodzi są wrażliwi na autonomię człowieka, na wolność i samodzielność. Często ulegają pokusie złudnej wolności. Owoce takiej filozofii życia nie dają odpowiedzi na podstawowe pytania, które ludzie, zwłaszcza młodzi sobie zadają: po co żyję, jaki życie ma sens? Pozbawieni sensu życia młodzi ludzie, zastanawiają się, czy w ogóle warto żyć, skoro życie jest tak kiepskim wynalazkiem. Dlatego ucieczka w narkotyki, złudny świat wirtualnej rozrywki, a gdy i to nie daje odpowiedzi na głód sensu, to może zdarzyć się i pokusa odebrania sobie życia.
Przed każdym człowiekiem stoi szansa, ale też i obowiązek przyjęcia z ust Chrystusa prawdy o tym, że życie jest darem, który otrzymujemy od Boga i tylko on może nam je odebrać. Uczmy tej prawdy tych, którzy od nas, dorosłych, mają prawo oczekiwać ewangelii życia, umiejętności przyjęcia także najtrudniejszych chwil cierpienia i udręczeń codzienności. Co więcej - uczmy ich umiłowania wartości najwyższych, wrażliwości na cierpienia innych, chęci pomocy ludziom doświadczanym każdym rodzajem cierpienia. Wtedy obudzimy w człowieku zaufanie do Boga, który na trudną godzinę pośle do nas miłosiernego samarytanina, gotowego opatrzyć nasze rany, jakiekolwiek by one były. I wracając do sytuacji, którą opisałem na początku - samobójstwa owego ojca rodziny, który załamał się na wiadomość o nieuleczalnej chorobie. Rodzina zdruzgotana tym bolesnym zgonem ojca i męża, wymagała wtedy szczególnej duchowej pomocy, aby przezwyciężyć poczucie winy, jakie się wtedy rodzi. Bo rodzina pyta: „Jaki błąd popełniliśmy? Czy nie powinniśmy być przy nim tej nocy? Czy nie mogliśmy mu pomóc?" Bliskim krewnym rodzą się wtedy także pytania o wieczne zbawienie bliskiego im człowieka. Czasami warto przypomnieć prawdę, że Bóg jest jedynym sprawiedliwym sędzią człowieka. Warto być z nimi w tej trudnej godzinie. To także ważna forma służby życiu, to komunikat, że warto życie przeżyć, że jest ono wartością daną nam przez Boga.