Archiwum - Katechezy o Dekalogu - 36

2013-01-20

Ks. Jerzy Bagrowicz

Dekalog 36. „Nie dajcie bratu sposobności do upadku lub zgorszenia" (Mk 14, 13).

Wiele razy Jezus przypominał podstawowe prawa Nowego Przymierza, obowiązek dochowania wierności przykazaniom. W Kazaniu na górze wyraził to bardzo mocno w słowach: „Wy jesteście solą dla ziemi. [...]. Wy jesteście światłem świata. [...] Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie" (Mt 5, 13-16). I dziś Jezus mówi nam o tym przez słowo Boże głoszone w Kościele, mówi nam o tym, gdy się modlimy, upomina nas przez głos sumienia. Co więcej, wzywa nas, ochrzczonych,, abyśmy prawdy zbawcze przekazywali innym, dawali dobry przykład, najpierw dzieciom i młodzieży, a także wszystkim dorosłym: „Nauczajcie [...] zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem" (Mt 28, 20). Oraz ważne ostrzeżenie Jezusa: „Nie dajcie bratu sposobności do upadku lub zgorszenia" (Mk 14, 13).
Dziękujmy Bogu, jeśli sumienie nic nam w tym zakresie nie wyrzuca, jeśli dajemy w życiu tylko dobry przykład innym, jeśli utwierdzamy ich w wierze, jeśli pomagamy im w rozwoju ich miłości do Boga i do ludzi. Jesteśmy słabymi ludźmi i niejednokrotnie, bez wyraźnego zamiaru czynienia zła, możemy swoim postępowaniem kogoś zgorszyć. Może to wynikać z braku zastanowienia się nad konsekwencjami naszych czynów, może wynikać także z braku panowania nad zmysłami czy też - mówiąc ogólnie - nad emocjami. Może wynikać także z tchórzostwa. Tak zdarzyło się apostołowi Jezusa Piotrowi, gdy na dziedzińcu Piłata zaparł się Mistrza: „Nie znam tego człowieka, o którym mówicie" (Mt 14, 71). Może zdarzyć się z powodu żądzy posiadania. Judasz, jeden z Dwunastu, zapragnął przejąć na własność pieniądze, którymi zarządzał, zaświecił mu w oczach blask trzydziestu srebrników, które obiecali mu przełożeni ludu. I zdradził Boga. To były wielkie grzechy i wielkie zgorszenie.
Może tak się zdarzyć, i naprawdę się zdarza, że my sami, osobiście, przez złe postępowanie zabijamy w drugim człowieku jakieś ważne wartości. Jest to grzech przeciw V przykazaniu: „Nie zabijaj". Możemy w kimś zabić wiarę w Boga, jeśli zgorszenie, które dajemy poddaje w wątpliwość w jego duszy sens wiary. Możemy w kimś zabić wiarę w dobro, w sens służby, miłości wzajemnej. Idziemy do spowiedzi, wyznajemy nasz grzech, otrzymujemy rozgrzeszenie, odmawiamy pokutę i idziemy dalej w życie. Czy zastanawiamy, co się stanie z tym człowiekiem, któremu daliśmy zgorszenie? Który z naszego powodu zwątpił w Boga, zwątpił w sens czynienia dobra? Czy myślimy o tym kiedykolwiek? A może odpędzamy wyrzut sumienia i podobnie jak Kain odpowiadamy Bogu: "Cóż mnie obchodzi mój brat, nie jestem jego stróżem" (por. Rdz 4, 9). Nie możemy tak mówić, bo jesteśmy w mniejszym lub większym stopniu odpowiedzialni za siebie. Gdy czynimy dobro, gdy dajemy dobry przykład innym, wtedy może radośniej zabrzmią w naszym sercu słowa Jezusa: „Coście uczynili jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 40). Ale jeśli czynimy zło, jeśli jesteśmy powodem zgorszenia?
Jeśli choć odrobinę kochamy Boga i ludzi, będziemy boleśnie przeżywać każde zgorszenie dane przez nas, czy też przez innych ludzi. I nieraz pytamy, dlaczego są zgorszenia, dlaczego i ten grzech obciąża nasze sumienia, dlaczego są zgorszenia także w życiu Kościoła? Bóg znając dobrze człowieka wiedział, że nie da się usunąć zgorszenia, wkomponował je w nasze ludzkie dzieje, także dzieje Ewangelii na ziemi, w dzieje Kościoła. Jezus Chrystus nie usprawiedliwiał nigdy tych, którzy dają zgorszenie. Powiedział o takim człowieku, który swoim złym postępowaniem gorszy innych, zwłaszcza dzieci, że „ byłoby lepiej zawiesić kamień młyński u szyi i utopić go w głębi morza" (Mt 18, 6). O Judaszu rzekł bardzo twarde słowa: „Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził" (Mt 26, 24).
Zgorszenie to część tajemnicy człowieka, jego słabości i nieprawości. Ale Jezus nie chciał skazać na potępienie Piotra, Judasza i tych wszystkich, którzy dają zgorszenie. Spojrzał z miłością na Piotra, który Go się wyparł i Piotr gorzko zapłakał nad swoim grzechem. A potem z odwagą głosił Jezusa, aż do śmierci krzyżowej. Czcimy św. Piotra jako fundament Kościoła, czcimy go mimo tego, że zaparł się Mistrza.
Nie można zapominać, że Kościół jest jedyną wspólnotą w świecie, do której mają prawo najwięksi grzesznicy. Mówi o tym sam Jezus: „Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników" (Łk 5,32). Pan Jezus kocha miłością, która przebacza grzechy, kocha największych grzeszników i pragnie ich zgromadzić w swoim Kościele po to, aby uwalniać ich z niewoli zła i czynić świętymi. Dla Jezusa nie ma ludzi przegranych i sytuacji beznadziejnych. Siostra Faustyna zanotowała w swoim „Dzienniczku" słowa, które przekazał jej Jezus: „Im większa nędza, tym większe ma prawo do miłosierdzia mojego".
Współczesne media z upodobaniem wywlekają na światło dzienne rozmaitej natury prawdziwe lub tylko zmyślone grzechy i wady duchownych, czy świeckich wierzących w Boga. Można powiedzieć, że nasila się agresja tych, którzy nie tają nienawiści wobec Boga, symboli chrześcijańskich, Kościoła czy chrześcijańskiego obyczaju w życiu publicznym i prywatnym.
Jest ważne, aby człowiek wierzący zachował właściwą postawę, gdy spotka się z gorszącym zachowaniem innych ludzi, zwłaszcza osób Bogu poświęconych. Skoro Bóg zgodził się na to, aby zgorszenie miało miejsce w Kościele, to można sądzić, że uczynił to tylko dlatego, iż można z tego zgorszenia wyprowadzić jakieś dobro. Wiara nasza potrzebuje oczyszczenia, powinna zdać egzamin w próbie, aby była to wiara osobowa, dojrzała. Takie oczyszczenie wiary może być trudnym i bolesnym zabiegiem. Gdy zdarzy się, że postępowanie jakiejś osoby duchownej czy wierzącego świeckiego człowieka gorszy cię, nie mów, że nie chcesz mieć nic wspólnego z takim Kościołem czy nawet wiarą w Boga. „Czy rozsądne byłoby następujące stwierdzenie: jestem dogłębnie zgorszony zdradą Judasza i dlatego nie chcę mieć nic wspólnego z pozostałymi Apostołami i z samym Jezusem Chrystusem? Czy uzasadnione byłyby pretensje do Pana Jezusa i do innych Apostołów za to, że Judasz zdradził? Czy grzech odrzucenia Jezusa oraz wspólnoty Kościoła możemy usprawiedliwiać faktem zdrady jakiegoś współczesnego Judasza? Reagując w ten sposób możemy doprowadzić siebie do utraty wiary i tak wielkiego zakłamania i ślepoty, że widzimy zło tylko w innych, a nigdy w sobie samym" (ks. M. Piotrowski). Wydaje się, że nie można być dojrzałym chrześcijaninem bez przeżycia zgorszenia; jest to potrzebne, aby człowiek w Kościele szukał i znalazł przede wszystkim Boga, w Boga wierzył. Aby wiara twoja była zawierzeniem Bogu. On jest naszym Ojcem i w Nim przez Jezusa mamy zbawienie i oczyszczenie z grzechów.
Jedyną słuszną reakcją ludzi wierzących na wszelkie przypadki gorszących judaszowych zdrad powinno być coraz ściślejsze zjednoczenie się w miłości z Jezusem, modlitwa oraz ból z powodu ran zadanych wspólnocie Kościoła. Trzeba zdecydowanie piętnować i nazywać zło po imieniu, ale samego grzesznika należy otoczyć miłością, wyrażoną w modlitwie o jego nawrócenie i pojednanie się z Bogiem. Możesz z powodu jakiejś judaszowej zdrady jednego z członków Kościoła obrazić się, Kościół porzucić lub efektownie go opluć. Nie przestanie jednak Kościół być dalej tą jedyną wspólnotą, w której Chrystus pragnie zbawić każdego człowieka. Podobnie jest w rodzinie, trzeba nieraz wiele cierpieć z powodu różnych grzechów i wad rodziców lub rodzeństwa. Obrażaniem się, krytyką nie zmienisz swoich najbliższych, odejściem pozbawiasz się tych wartości, które tylko rodzina dać może.
Piotr zapłakał, gdy zdradził. Czy umiem płakać nad swoją zdradą, nad danym zgorszeniem? Płacz Piotra to płacz żalu za grzech, płacz, który spotkał się z przebaczającym spojrzeniem Chrystusa. Nie chodzi o rozczulanie się nad sobą, ale o taki płacz, który prowadzi do nawrócenia, do naprawienia szkód, do wynagradzania przez gorliwsze życie wiarą wyrażoną także w czynie.
Kochać wszystkich grzeszników, takimi jakimi są, może tylko Pan Bóg. Dlatego mamy prawo potępiać zło i grzech, ale nie mamy prawa potępiać i sądzić samego grzesznika, bo to może czynić tylko sam Bóg. Dlatego Pan Jezus ostrzega nas: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone" (Łk 6,37).
Przy rachunku sumienia warto zastanowić, czy ułatwiam innym drogę do Boga, a może gorszę innych swoim postępowaniem? Czy staram się pomóc ludziom podźwignąć ich w słabości? Jeśli sumienie wyrzuca mi zgorszenia dane innym, jest droga naprawy, nawrócenia. Czy jestem gotów do nawrócenia serca? Jeśli wydaje mi się, że nie jestem w stanie naprawić danego zgorszenia, powierzam ten kłopot Bogu samemu. On jest zdolny naprawić sprawy, których nasze ręce naprawić nie mogą. Warto czasami pomodlić się za tych, którym wyrządziliśmy krzywdę, których zgorszyliśmy swoim postępowaniem, może nawet wcale o tym nie wiedząc. Dobre, miłujące ręce Boga, naszego Ojca, mogą wszystko uratować.