Archiwum - Katechezy o Eucharystii - 8

2010-05-30

Ks. Jerzy Bagrowicz

Katecheza 8. „Panie, naucz nas się modlić" (Łk 11, 1).

Wie o tym każde dziecko, które przygotowywało się do I Komunii św. i uczęszcza na lekcje religii, wie, że msza św. jest Najświętszą Ofiarą, w której Chrystus ofiaruje swoje Ciało i Najświętszą Krew dla naszego zbawienia. Jest to ofiara Miłości Boga do człowieka, uobecnienie męki, śmierci Jezusa na krzyżu a także Jego chwalebnego zmartwychwstania. Szczególnie dobrze wiedzą o tym ci, którzy należą do Zespołu Liturgicznej Służby Ołtarza, czyli ministranci. Msza św. jest nie tylko ofiarą Chrystusa i naszą, ona jest najpiękniejszą modlitwą do Boga, jest wspaniałą szkołą modlitwy, nie tylko wspólnotowej, ale i osobistej. Czy jestem człowiekiem modlitwy, osobistej rozmowy z Bogiem pełnym Miłości? Czy wielbię Boga z radością we wspólnocie wierzących w Chrystusa?
W czasie mszy św. kapłan kilkakrotnie wzywa wszystkich zebranych słowami: „Módlmy się". Pierwszy raz czyni to po odśpiewaniu hymnu „Chwała na wysokości Bogu". W imieniu wszystkich zgromadzonych przedstawia Bogu modlitwę wspólnoty i ciche, wewnętrzne błagania każdego z zebranych z osobna. Tych wezwań do modlitwy jest we mszy św. więcej, kierujemy je do Boga po wyznaniu naszej wiary, łączymy się w modlitwie „Ojcze nasz", gdy przygotowujemy się do przyjęcia Komunii św. oraz gdy kończymy mszę św. przed uroczystym błogosławieństwem. Zwróćmy dziś uwagę na te momenty mszy św. abyśmy odtąd przeżywali je z większym zrozumieniem. Modlitwa jest tak ważnym aktem człowieka i w tych naszych spotkaniach ze słowem Bożym, będziemy jeszcze o niej mówili.
Drodzy zebrani. Jest wiele ważnych umiejętności, które człowiek powinien nauczyć się, gdy dorasta. Rodzice, którzy kochają swoje dzieci dbają o to, aby przekazać im to, co najważniejsze dla życia, aby dzieci wiedziały co jest celem życia, po co człowiek żyje, aby były dobrze przygotowane do życia. Pośród tych umiejętności jest jedna, kto wie, czy nie jest to rzecz najważniejsza, a mianowicie dar modlitwy, umiejętność rozmowy człowieka z Bogiem. U początku naszego życia najczęściej mama, lub ktoś inny z rodziny zaczyna uczyć dziecko znaku krzyża św. jako najważniejszego gestu, z którym idziemy przez życie. Potem, gdy już dorastamy uczą nas rodzice prostych modlitw: tych, które przekazał nam Jezus, jak Ojcze nasz, czy też tych, które powstawały w chrześcijaństwie, jak np.. Zdrowaś Mario. Uczymy się, że modlić się to nie tylko powtarzać formuły wyuczone, że z Bogiem możemy rozmawiać swoimi słowami, tak jak rozmawia się z kimś bardzo bliskim, z kimś kto nas kocha. I ta forma modlitwy jest dla naszego życia najważniejsza.
Przedstawię to na podstawie bardzo prostego przeżycia, które przed 35 laty stało się moim udziałem. Byłem zaproszony jako pedagog na sympozjum, które było organizowane przez Akademię Teologii Katolickiej w Warszawie (dziś UKSW). Miałem tam do zgromadzonych katechetów świeckich i duchownych mówić na temat kształtowania sumienia dziecka. Proszono mnie, abym zagadnienie to naświetlił od strony psychologicznej i pedagogicznej. Pracowicie i starannie przygotowałem tekst mojego wykładu. Powiedziano mi, że będzie to dwugłos. Zaraz po mnie na ten sam temat ma mówić ojciec dość licznej rodziny, który miał spróbować odpowiedzieć na pytanie: jak w życiu chrześcijańskiej rodziny najlepiej kształtować sumienie dziecka.
Po moim wykładzie wszedł na mównicę młody jeszcze ojciec kilkorga dzieci. Z kieszeni wyjął nieco pomiętą kartkę, popatrzył na nią, schował ją z powrotem i przez kilkanaście minut mówił do zebranych słuchaczy. Jego wystąpienie pamiętam do dziś. Mówił mniej więcej tak (oczywiście daję skrót): „Kochani księża katecheci, świeccy nauczyciele religii i duszpasterze. Gdy będziecie kiedyś mówić rodzicom, jak mają kształtować sumienia dzieci, to powiedzcie im, aby najpierw nauczyli swoje dzieci dobrze się modlić. Bo jeżeli rodzice przekażą im tę umiejętność, która według mnie jest w życiu najważniejsza, to przekażą im jednocześnie sposób na to, aby sumienia tych dzieci były dobrze kształtowane. Jest jednak jeden warunek: aby to była modlitwa wspólna całej rodziny, przynajmniej ta wieczorowa. Praktykujemy to w mojej rodzinie od wielu lat i dzięki tym kilku, czy kilkunastu minutom wspólnej modlitwy rodzinnej, nie mamy większych kłopotów wychowawczych z dziećmi i sami też się nawzajem wychowujemy. Jak wygląda ta nasza wspólna wieczorowa modlitwa? Ktoś z nas jej przewodniczy, także z dzieci, jeśli są już na tyle przygotowane. Najpierw dziękujemy Bogu, głośno, każde po kolei, za to, co dobrego spotkało nas tego dnia. Uczymy się w ten sposób wdzięczności Bogu. Dziękujemy także sobie nawzajem: my małżonkowie sobie, potem dzieciom, a one nam za każdy przejaw dobra. Uczymy się w ten sposób wdzięczności wobec siebie. Następnie przepraszamy Boga za to, czym tego dnia sprawiliśmy Jemu i sobie przykrość. Potem nawzajem przepraszamy siebie nawzajem i wybaczamy sobie wszystkie urazy. Uczymy się w ten sposób przepraszać i wybaczać, żałować i czynić postanowienia poprawy. Na koniec przedstawiamy Bogu nasze prośby. Zapewniam was, mówił ten pan, że nie znam lepszego środka wychowania sumienia dziecka i sumienia ludzi dorosłych. Kto tak się modli, ten nie może trwać w złym, jego sumienie dobrze ustawione pomoże mu powrócić na drogę prawdy i dobra, powrócić do Boga i pojednać się z człowiekiem". Kiedy ten pan skończył, początkowo wydawało mi się, że on wcale się nie przygotował i nie potraktował poważnie zadania, które zlecili mu organizatorzy sympozjum. Teraz jednak z perspektywy czasu widzę, że podał on nie tylko ważną życiowo prawdę o wychowawczej roli modlitwy, ale i dał piękne świadectwo. Słuchacze zapomnieli pewnie to, co ja mówiłem w swoim pracowicie przygotowanym referacie, jestem jednak przekonany, że nie zapomnieli tej życiowej lekcji, jaką dał nam ojciec rodziny, prawnik z wykształcenia.
Kiedy więc w czasie mszy św. kapłan woła „Módlmy się" to niech to nas zachęci do szczerej i gorącej modlitwy do Boga. Po tym wezwaniu kapłana „Módlmy się", jest krótka chwila ciszy. Wtedy przedstawimy Bogu nasze najpilniejsze prośby. Kapłan w modlitwie zbiera je i przedstawia Bogu. Gdy kapłan modli się w czasie mszy św. unosi ręce ku górze. To znak, że za nas i z nami modli się do Ojca Niebieskiego Jezus Chrystus. To bardzo stary, jeszcze z czasów Mojżesza gest modlącego się człowieka. Człowiek wznosił zawsze ręce swe ku górze, w geście modlitwy do Boga. W psalmach często powtarzamy ten werset: „Wznoszę ręce swe ku górze". Dziś coraz częściej w czasie mszy św. wierni, szczególnie na „Ojcze nasz", także wznoszą ręce w geście modlitewnym. To bardzo piękne. Nie krepujmy się w okazywaniu naszej radości w modlitwie, nie wstydźmy się naszych pięknych gestów bliskości z Bogiem.
Przykładem takiej modlitwy będzie zawsze dla nas nasz Zbawiciel Jezus Chrystus, który trwał na modlitwie, a przed męką krzyżową w Ogrójcu modlił się tak bardzo osobiście: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty" (Mt 26, 39). Nasza modlitwa niech będzie bardzo osobistą i szczerą rozmową z Bogiem. Tak jak to mówi Pismo św. o modlitwie Mojżesza: „A Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem". (Wj 33, 11). Bóg pragnie rozmawiać z każdym z nas jak z przyjacielem. Ten przyjaznej, takiej osobistej rozmowy człowieka z Bogiem uczmy małe dzieci. To pomoże im zachować wierność Bogu, zwłaszcza w trudnych chwilach życia, a tych nikomu nie braknie. Dlatego, drodzy bracia i siostry, drogie dzieci, niech każdy dzień przyniesie wam okazję takiej radosnej rozmowę z Bogiem. Znajdźcie czas, aby przechodząc obok kościoła wejść na moment osobistej rozmowy z Bogiem. Widzimy w naszych kościołach ludzi wstępujących na chwilę osobistej modlitwy. Gdy będziemy to czynić, wtedy wezwanie kapłana w czasie mszy św: „Módlmy się", nie będzie dla nas czymś obcym.